2009/10/04

Niekonwencjonalny oldskul



Oj, jak na współczesne sci-fi, niezwykły to film. Formalnie ekscentryczny, skromny budżetowo i jednocześnie świetnie zrealizowany. I przede wszystkim świetnie napisany. A jednocześnie mocno nawiązujący do klasyki. Mili Państwo - czapki z głów, bo czegoś takiego, jak "Dystrykt 9", jeszcze nie widzieliście.


A było to tak: razu pewnego nad Johannesburgiem zawisło coś dużego i metalowego, ani trochę nieprzypominającego żadnej z dużych, metalowych rzeczy zbudowanych przez człowieka. Zawisło i... już. Tak sobie wisiało. Ludzie postanowili więc zbadać sprawę. Jak się można było spodziewać - tajemniczy obiekt okazał się być pojazdem o proweniencji pozaziemskiej, w środku którego siedziało półtora miliona kosmitów. Istot uwięzionych na obcej planecie i zdanych na łaskę prawdopodobnie jednej z mniej sympatycznych ras w tej galaktyce i jej okolicach - no, generalnie rzecz ujmując, w ciemnej dupie się znaleźli ci nasi kosmici. Akcja filmu rozgrywa się kilkadziesiąt lat po wyeksmitowaniu obcych [potocznie zwanych "Krewetkami"] z ich statku i umieszczeniu ich w specjalnym getcie w stolicy RPA - czyli właśnie w tytułowym Dystrykcie.

Błyskotliwe, nie? Oryginalny jest nie tylko scenariusz, ale i sposób, w jaki film został zrealizowany. Jest to bowiem swoisty mix gatunków - reżyser, debiutant Neill Blomkamp, płynnie przechodzi od paradokumentu do dramatu, z dramatu w pełne wybuchów kino akcji. A wszystko to polane jest ostrym sosem twardego science fiction. Tak, Mili Państwo - właśnie twardego, bo "Dystrykt 9" to nie kolejny mdły, ugrzeczniony, naszpikowany bezsensownymi i niczym nieuzasadnionymi efektami produkcyjniak dla nastolatków. To poważna, przemyślana od początku do końca, staroszkolna fantastyka. Podobno Blomkamp dostał od producenta filmu, Petera Jacksona [tak, tego Petera Jacksona], całkowicie wolną rękę ["masz tu 30 milionów i zrób z nimi, co chcesz"] - i to widać. Reżyser, nawiązuje do klasycznych sci-fi i, za przeproszeniem, nie pierdoli się z widzem. Tam, gdzie trzeba, film jest brutalny do obrzydliwości i się nad nami zwyczajnie znęca. Reżyser potrafi również mocno trzymać widza w napięciu, a część scen niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny. I kiedy łapiemy się na tym, której rasie tak naprawdę tu kibicujemy, a która to ci źli - zdajemy sobie sprawę z tego, że świat przedstawiony zdążyliśmy już kupić w całości i film Blomkampa oglądamy niczym oparty na faktach reportaż.

No właśnie - w realia "Dystryktu" wsiąkamy na całego już w pierwszych minutach filmu. Pomaga w tym roztrzęsiona kamera z ręki, nadająca filmowi Blomkampa dokumentalnego sznytu. Pomaga solidnie zarysowane tło - kontekst społeczno-polityczny przemyślany został od początku do końca. W niczym nie przeszkadzają również same Krewetki - są to absolutnie pełnoprawni bohaterowie. Bezbłędnie wypadają interakcje kosmitów między sobą, a także ze środowiskiem i ludźmi - autochtonami, służbami porządkowymi, no i z głównym bohaterem, Wikusem. Ludzie od efektów specjalnych zrobili rzecz niezwykłą - za śmieszne, jak na warunki Hollywoodu, pieniądze, stworzyli istoty o wyglądzie wyjątkowo nieludzkim, które traktujemy niczym ludzkich aktorów.

A właśnie, wspomniałem wyżej o Wikusie. Nasz bohater, przez pryzmat którego obserwujemy świat "Dystryktu", to nie umięśniony heros z karabinem, ani nawet nie młody idealista walczący o równouprawnienie i lepsze warunki bytowe kosmitów. Wikus to oślizgły [nie tylko w przenośni] typek, korporacyjna gnida, cyniczny karierowicz i tchórz - no, antybohater, jak się patrzy. Co więcej, faceta koncertowo zagrał debiutant bez wykształcenia aktorskiego - brawo!

Niewiele można "Dystryktowi" zarzucić. Można się przyczepić do kilku nieco naiwnych rozwiązań, naciągnięć, niekonsekwencji i nielogiczności fabularnych, jest tu też parę niepotrzebnych momentów, nieco zawodzi sama końcówka. Ale co z tego? Idźcie na "Dystrykt 9", bo to jeden z najoryginalniejszych hollywoodzkich obrazów ostatnich lat i zdecydowanie najlepsze science-fiction od czasu "Ludzkich dzieci" Cuarona. Pozwolę sobie się powtórzyć - czegoś takiego po prostu jeszcze nie widzieliście!





PS: A ja już czekam na sequel, ewentualnie jakieś rozwinięcie tematu w komiksach czy grach, bo potencjał blomkampowskiego uniwersum wykorzystany został w "Dystrykcie 9" jedynie w małej części.

PS2: Polecam zapoznać się z krótkometrażowym filmem Blomkampa "Alive in Joburg", którego "Dystrykt 9" jest rozwinięciem. Obejrzeć go możecie o, tu.

4 komentarze:

  1. Anonimowy10/05/2009

    No cóż, nie chciałam być pierwsza, ale skoro nikt nie pisze, to dodam swoje 3 grosze.

    Poszłam na ten film pomimo tego, że jest o kosmitach i, o dziwo, nie umarłam z nudów :) A to najwyższa pochwała o produkcji sci-fi, jaka może paść z moich ust.

    Spieramy się z G. o to, czy będzie sequel. Ja jestem pewna, że będzie. On uważa, że jeśli będzie, to zepsuje tę historię, tak jak Matrixa zepsuły kolejne jego części.

    U.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tak z początku myślałem, że nie ma co tu kombinować, bo "Dystrykt" to zamknięta [a raczej: w fajny sposób niedopowiedziana] historia i ciąg dalszy mógłby wszystko popsuć, ale z drugiej strony... jeśli mieliby dobry pomysł, to powrót do tego świata wydaje się być kuszącą perspektywą :)

    Zresztą, sequel pewnie powstanie. Film zwrócił się finansowo już w pierwszy weekend, a Blomkamp już teraz reżyserowania kontynuacji nie wyklucza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10/06/2009

    Muszę skołować sobie wielki plakat tego filmu i powiesić na drzwiach pokoju..

    Jeżeli chodzi o sequela - powstanie. To rachunek ekonomiczny, nie fan-fabularny. Szkoda, moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś w Kinotece rozdawali plakaty za frei. No i chyba w każdym większym multipleksie możesz się zaopatrzyć :)

    A plakaty "Dystryktu" są genialne, to fakt :)

    OdpowiedzUsuń