2010/02/05

Żyję!

Mikoś napisał mi maila motywującego [cytuję: "Cos ci słabo blogowanie idzie, więc DO ROBOTY CHUJU!"], czas więc odkopać trupa. Nieboszczyk się jeszcze chyba nie zaśmierdł, ma wszak dopiero miesiąc z małym hakiem. Możemy więc, Drodzy Czytelnicy, udać, że tej przerwy wcale nie było. Prawda?



No dobra, parę wyjaśnień się jednak Państwu należy. Odpowiedź na pytanie "czemu, kurwa, tyle czasu nic nie pisałeś" jest prozaiczna - koniec semestru. A co za tym idzie - trochę egzaminów, prac zaliczeniowych, no i praca licencjacka siedzi mi na karku. I choć może nie realizowałem się edukacyjnie w takim stopniu, jak to sobie ambitnie zaplanowałem przed sesją, to jednak wyszła mi rzecz w moim przypadku niezwykła - zaliczyłem wszystkie przedmioty za pierwszym razem, i to z tylko jedną tróją! [fanfary!] Jeśli dołożymy do tego pewne zmiany w życiu osobistym, no to cóż - coś chwilowo musiało pójść w odstawkę. I poszedł blog.

Enyłej - wróciłem. Bo tematów na notki mi się trochę w ciągu ostatniego miesiąca nazbierało. Możecie się więc jakichś moich wypocin spodziewać jeszcze w tym tygodniu. I w następnych też, daję słowo.

Cieszycie się, prawda? :)

Aha, część z Państwa [no, przynajmniej ta spostrzegawcza część] zapewne już zauważyła pewne niewielkie zmiany na blogasku. Chodzi mi tu o to fajne, chatowe narzędzie po prawej. Wihajster ów nazywa się "shoutbox". Serdecznie zapraszam do korzystania z niego, kiedy tylko najdzie Państwa ochota na podzielenie się ze światem jakąś mniej lub bardziej głęboką myślą.

Na koniec - przydałaby się jakaś rekompensata za tych kilka tygodni milczenia. A jako, że ostatnie okoliczności sprawiają, że nie wypada mi wklejać tradycyjnego zdjęcia Jessy Alby, macie Państwo w zamian fotografię naszej ulubionej, równie uroczej Jolanty Kwaśniewskiej:



PS: Jest jeszcze jedna rzecz - Paulina, zwracam honor, bo miałaś rację! Dopiero dziś zauważyłem, że gdzieś w okolicach Sylwestra w tajemniczy sposób włączyła mi się opcja akceptowania komentarzy. Musiałem ją chyba przypadkowo przez pomyłkę wdusić, alboco... Przez to, że dopiero dziś rano to zauważyłem, komentarze, które pisaliście przez parę ostatnich tygodni nie pojawiały się pod notkami, bo czekały na moją łaskawą akceptację. Słaba sprawa, bo uważam ingerowanie w aktywność czytelników za obciach. Zatem - wszystkich, którzy naczekali się kilkadziesiąt dni na akceptację swojego komentarza - przepraszam i obiecuję poprawę :) [i niezmiennie dziękuję za zainteresowanie]