2009/10/13

Weź nie pierdol - to mnie nudzi, czyli dlaczego nikt nie ciupcia w Suwałkach

Gazeta poinformowała, że warszawska spółka SharQ uruchomiła witrynę pod jakże misternym tytułem I Just Made Love. Strona ta, opierając się na Google Maps, pozwala na zaznaczenie na mapie świata miejsca, w którym właśnie się kochaliśmy. Możemy nawet sprecyzować, jakie pozycje uskutecznialiśmy!

Witryna IJML jest oblegana, o czym świadczy pojawiający się co chwilę komunikat: Server overloaded, too many people are making love right now. W ciągu paru dni mapa świata [nie tylko Polski - SharQ od razu przygotowała siedem wersji językowych strony, symbolizowanych przez siedem ikonek stringów z barwami narodowymi różnych krajów] dosyć szybko zapełniła się różowo-błękitnymi pinezkami. Dzięki temu możemy dowiedzieć się na przykład, że wczoraj ktoś kochał się na jeźdźca w okolicach Wągrowca, a ludność powiatu suwalskiego jest w tych sprawach raczej oziębła [określenie polski biegun zimna jest, jak widać, nieprzypadkowe]. Internet nie tylko zabiera nam dziś większość wolnego czasu, ale i z butami wkracza w naszą intymność. Sam wkracza? Nie, to my mu na to pozwalamy.

Dosyć zabawny wydaje mi się tak zwany człowiek nowoczesny, który, jeśli się mu bliżej przyjrzeć, jest niczym więcej, jak tylko ćpunem przywiązanym do komputera i komórki przez 24 godziny na dobę, nawet podczas snu. Ten groteskowy model życia, który każe nam z klejącymi powiekami włączyć komputer od razu po przebudzeniu, jeszcze zanim zdążymy zrobić cokolwiek innego. Śniadania nie zjedliśmy, ale już wiemy, czy nikt przez noc nie skomentował naszych zdjęć w serwisie społecznościowym, notki na blogu, a także czy nikt nie próbuje polemizować z naszą wypowiedzią napisaną na forum internetowym poprzedniego wieczoru. Kiedy już wyjdziemy z domu, możemy SMS-em na Twitterze zdać relację z podróży autobusem. Na komputerze w pracy włączamy sobie ulubioną muzykę, a nasi znajomi widzą na last.fm, czego słuchamy. Tuż przed wyjściem z pracy zaznaczamy na różowo nasze biuro jako miejsce, w którym przed chwilą puknęliśmy na xero koleżankę z sąsiedniego boksu, a wieczorem idziemy na imprezę, podczas której robimy kompromitujące zdjęcia koledze, który zaliczył zwałę jakoś niedługo po dobranocce. Następnego ranka bez większej żenady wrzucamy te zdjęcia na fotoblogi, flickry i inne Nasze-Klasy, a film z ledwo mówiącą, chwiejącą się kumpelą kumpeli trafia bez jej wiedzy na YouTube'a i w pierwszym tygodniu wyświetlania zalicza 10 tysięcy obejrzeń.

Jak już napisałem - nie przeraża mnie to, a raczej bawi. Przeraża mnie coś innego. Mógłbym teraz zrobić coś kreatywnego: przeczytać dobrą książkę, ciekawy artykuł, nadrobić filmowe zaległości i zobaczyć w końcu "Powrót do Garden State", spotkać się z dawno niewidzianą znajomą, pouczyć się do warunku, czy też zacząć wreszcie pisać pracę licencjacką. A ja co? Siedzę i gapię się na mapę świata.

O, ktoś się właśnie bzykał pod Piasecznem!

7 komentarzy:

  1. Nawet ktoś się bzykał w mojej wsi niedawno. "fajne tirówki". moje życie stało się lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. maxłel10/14/2009

    Ty, ja też chcę obejrzeć Garden State :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W Media Markcie kupiłem DVD z "Garden State" za jakieś grosze, niecałe 20 złotych chiba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy10/14/2009

    Pomysł prosty i zajebisty :) Ale Sulejówek też cienko przędzie..

    U.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, dziś w połowie powiatu kable pozrywało, więc sytuacja miała szanse się poprawić. Bo co tu robić, jak prądu ni ma.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy twój tekst jak dotąd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry tekst,ale sam pomysł na portal "Ostry żal!"

    OdpowiedzUsuń